pati |
Wysłany: Pon 18:15, 19 Gru 2005 Temat postu: "Nie mogę na siebie patrzeć" |
|
Serialowa Kinga niedawno straciła wzrok. Zastanawiała się Pani, co mogłaby czuć na jej miejscu?
Myślę, że tak naprawdę nie wiem, co ta dziewczyna może przeżywać. Nie potrafię sobie nawet tego wyobrazić. Kiedyś, późno w nocy, gdy zgasiłam już lampę, chciałam wziąć z szafki obok łóżka telefon komórkowy. Szukałam po omacku i nie byłam w stanie go znaleźć. To był moment, bo zaraz nie wytrzymałam nerwowo i zapaliłam światło, ale i tak poczułam się strasznie! Tak, jakbym przez krótką chwilę doznała cienia tego, co przeżywa Kinga. Z tym, że ja w każdej chwili mogłam włączyć światło, a ona ma ciemność przed oczami non stop...
Trudniej gra się Kingę teraz, gdy przeżywa dramat, niż na początku serialu?
Tak, to dla mnie duże wyzwanie. Ale ja bardzo się z tego cieszę - mimo, że dla Kingi to oczywiście tragedia. Mogę się sprawdzić, to zadanie, jakiego nigdy wcześniej nie miałam.
Fani rozpoznają już Panią na ulicach? Współczują utraty wzroku?
Nie, na ulicy nikt mnie nie zauważa. Może dlatego, że na co dzień noszę proste włosy, a w serialu mam przecież loki. Za to moi znajomi chorobę Kingi bardzo przeżywają. I ciągle dopytują się, czy wyzdrowieje!
Dla Kingi ideałem chłopaka jest Piotrek Zduński. A jak wygląda Pani wymarzony mężczyzna?
Przede wszystkim lubię ludzi szczerych, prostolinijnych i konkretnych. A wygląd? Wiem, że jest ważny. Ale dla mnie facet musi po prostu mieć w sobie to "coś", czego nie umiem opisać...
W serialu Kinga nie mogła doczekać się pełnoletności, bo rodzice zabraniali jej spotkań z chłopakiem. Pani też z takim utęsknieniem wypatrywała 18-tki?
Tak, bo myślałam, że wtedy ludziom już wszystko wolno, że robią się tacy samodzielni i niezależni... Ale to nieprawda! Następnego dnia stwierdziłam: Boże, nic się nie zmieniło! Teraz mam już 20 lat i co prawda mogę już legalnie wejść do klubu i kupić alkohol, ale do dzisiaj mam z tym problemy. Za każdym razem ktoś bierze mnie na stronę i słyszę: "Proszę pokazać dowodzik...". No i cały czas mieszkam z rodzicami! Zresztą wcale nie trzymają mnie w domu na siłę. Tak jest mi wygodniej. Moi rodzice są liberalni, bardzo dobrze się rozumiemy i nigdy nie miałam np. problemu z wyjściem na całonocną imprezę.
Podobno niedawno zaczęła Pani studia? I to wcale nie w szkole aktorskiej?
Tak, studiuję psychologię stosunków międzykulturowych. Może dlatego, że lubię szukać odpowiedzi? Spotykam wielu różnych ludzi i niektórzy bardzo mnie rozczarowują. I chyba po prostu chcę się dowiedzieć, gdzie leży tego przyczyna. Dlaczego ludzie nie są w stanie się porozumieć...
To prawda, że pierwszą role dostała Pani mając zaledwie 11 lat?
Tak, w "Bożej podszewce". I tak właściwie, nie za dobrze wtedy wiedziałam, co się wokół mnie dzieje. Wszystkim zajmowali się moi rodzice - to oni podpisywali kontrakt - a ja musiałam tylko "pobyć" trochę na planie. To była dla mnie po prostu przygoda.
Więc to rodzice chcieli, by została Pani aktorką?
Nie, po prostu w pewnym momencie odkryli, że bardzo lubię występować: w szkole, w kościele... I gdy zobaczyli, że sprawia mi to radość, zapisali mnie na kółko teatralne przy Teatrze Ochoty. A ja świetnie się tam bawiłam. Aż tu nagle któregoś dnia na zajęciach pojawili się jacyś państwo z telewizji i zaproponowali: "Dziewczynki, przyjdźcie do studia na próbne zdjęcia". A ja nawet nie wiedziałam, co to takiego próbne zdjęcia! Zresztą później, gdy film się skończył, znowu się od tego świata zupełnie odzwyczaiłam. Dalej chodziłam na zajęcia w teatrze, ale już żaden producent tam nie zaglądał. A sama też się na castingi nie wyrywałam. Nawet nie interesowało mnie, gdzie i kiedy są organizowane. A później "przydarzyło" mi się "M. jak Miłość"...
Kolejny producent zaprosił kółko teatralne?
Tak, ale na początku wcale na ten casting nie chciałam iść. Marudziłam, że na pewno nie wygram... Zresztą nawet gdy już się zdecydowałam - ostatniego dnia castingu - wcale nie wierzyłam, że mi się uda. Zobaczyłam wokół tak fenomenalne dziewczyny, że pomyślałam tylko: "Matko święta! Ja tutaj zupełnie nie pasuję! One wyglądają jak modelki, a ja taka niska!". Więc tylko zagrałam, co miałam zagrać i zaraz po powrocie do domu zupełnie o tym zapomniałam. Wyszłam spotkać się z koleżankami, a tu nagle dostaję telefon od p. Grażynki (Grażyna Szymańska, II reżyser serialu - przyp. red.): "Dziecko, dlaczego jeszcze nie jesteś w domu! Idź się wyspać, naucz się roli, bo jutro masz zdjęcia! A, zapomniałam Ci powiedzieć: dostałaś się do serialu!". Byłam tak zszokowana, że nawet nie wiedziałam, co odpowiedzieć! I tak to się zaczęło.
Jak na Pani występ w telewizji zareagowali szkolni koledzy?
Na początku nikt w ogóle nie wiedział, że gram w serialu. Niektórzy mieli wrażenie, że zobaczyli mnie na ekranie, ale nie wierzyli, że to możliwe. Pamiętam, jak jedna z nauczycielek podbiegła do mnie na korytarzu i zaczęła krzyczeć: "Boże, czy to ty?! Tam, w filmie?! Dlaczego nic mi nie powiedziałaś! Szoku doznałam! Aż się wystraszyłam, gdy cię zobaczyłam na ekranie!".
A co Pani czuje, widząc się w telewizji?
Nie mogę na siebie patrzeć: nic mi się nie podoba! Gdy tylko widzę się na ekranie, od razu jakoś wykręcam się do tyłu i zaczynam gadać. Byle tylko zagłuszyć to, co mówię w serialu! A rodzina ciągle mnie ucisza... Chyba boję się, że inni zauważą, jak fatalnie wypadłam... Zawsze mam nadzieję, że moje sceny przelecą jakoś tak szybko, żeby nikt ich nie zapamiętał! |
|